Przepowiednia

Przepowiednia:
Najbliższy rozdział(III) zostanie dodany... yyyym... nie wiem kiedy... dosć duży mam zastój... Przepraszam...

piątek, 6 lipca 2012

Section I

Rozdział I

Beautiful

            Późnym wieczorem, Lucynda wraz ze swoją przyjaciółką, wracała z imprezy u gościa, którego nawet nie znała.
-Lizy! – Krzyknęła Lucy. – Choć tu zoo…baaacz? Nie, nie, nieee – przy wydobyciu z siebie ostatniego słowa zwymiotowała, po czym zaczęła coś mamrotać pod nosem i po chwili leżała plackiem na chodniku. Leżąc w szoku przez około cztery minuty, nagle otrząsnęła się, wstała i kopnęła puszkę, o którą wcześniej się potknęła. Oczy miała we łzach i ledwo, co wypowiadała jakiekolwiek słowa, – Głupia puszka…- lecz z każdym następnym wyrazem, jej głos nabierał pewności siebie i wyraźności. – Wydaje jej się, że może wpadać na mnie od tak, bez uprzedzenia… - bądź, co bądź Lucynda była nietrzeźwa i wymawianie jakiegokolwiek zdania, przysporzyło jej nie lada problemów. Obejrzała się by sprawdzić czy jej przyjaciółka, Elizabeth, nadal za nią idzie. Niestety dziewczyna rozczarowała się, gdyż nigdzie nie widziała swojej towarzyszki. Zawróciła, tą samą drogą, którą szła dotychczas, mając nadzieję, że znajdzie Lizy.
            Po przejściu z dwudziestu metrów skręciła w wąską, zamieszkałą tylko przez myszy, mroczną uliczkę. Dwa metry dalej za przewróconym śmietnikiem, leżała nieprzytomna postać. Miała podartą sukienkę oraz potargane, blond włosy. Cała była obsypana śmiećmi ze śmietnika. Lucy poznała w niej swoją koleżankę, chciała ją podnieść, ale nie dała rady i sama się przewróciła. Leżała tak przez kilka minut. Nagle, zaczęło coś, ją uwierać, znalazła pod swoim tyłkiem misia bez oka i z rozprutym uchem, przytuliła go i zasnęła.


***

            -A cóż to za urocza niewiasta- rzekł chłopak, stając naprzeciw Lucy.- Piękna ma, musisz wstać, inaczej się przeziębisz, bądź, co gorsza, znajdzie Cię ktoś z przeklętego rodu, czego byśmy nie chcieli.
Lucynda obudziła się, słysząc, niewiarygodnie ponętny, męski głos. Otworzyła oczy i zobaczyła młodego chłopaka, miał góra dziewiętnaście lat, choć upierałaby się, że głos ma co najmniej jak dorosły mężczyzna. Miał długie do pasa, kruczoczarne włosy, luźno związane, a na głowie miał elegancki kapelusz. Można powiedzieć, że chłopak jest istnym ideałem, długie nogi, około metr dziewięćdziesiąt wzrostu, jasna cera, głębokie błękitne oczy, oraz duże usta, koloru szkarłatu. Jak dłużej wpatrywała się w mężczyznę, zauważyła, że jego oczy zmieniają kolor pod wpływem wschodzącego słońca, na równie szkarłatne jak jego wargi.
- Panienko, słyszysz mnie? Musimy się zbierać, proszę dać sobie pomóc. – Powiedziawszy to, pochylił się i chwycił dziewczynę za ramię. Nie stawiała oporu, ponieważ nie miała siły, ale także, dlatego, iż młodzieniec był tak niebywale przystojny, że nie mogła myśleć o niczym innym jak tylko o jego ustach wyrażających zadowolenie i oczach, coraz bardziej czerwonych.
-Gdzie mieszkasz? – Zapytał się, dziewczyna dziwnie na niego spojrzała. – A przepraszam, pewnie mnie nie znasz, jestem Pavlo Paretti, możesz mi mówić po prostu Pavlo. Można powiedzieć, że jestem od dzisiaj Twoim opiekunem.
-Kim jesteś? – Lucynda wreszcie odzyskała mowę i zdołała wyksztusić kilka słów.
-Jestem Twoim opiekunem, ale nie czas teraz na rozmowy. Pozwoliłabyś, że zaprowadzę Cię do domu przed wschodem słońca? Nie za dobrze reaguje na słońce.
- Jakaś alergia? – Zapytała zaciekawiona.
- Można powiedzieć. Dużo byłoby do opowiadania -wytłumaczył. - A wiec gdzie mieszkasz?
- Niedaleko, zaraz za rogiem, na Houston, dokładnie numer 47. – Jej oczy się powiększyły, z przerażenia i z niedowierzania, że powiedziała gdzie mieszka jakiejś przypadkowej osobie. –Zdaje się wzbudzać zaufanie- pomyślała. Po chwili zdała sobie sprawę, że wypowiedziała swoje myśli na głos i się zaczerwieniła. Rozejrzała się, nadal była w miejscu gdzie zasnęła wracając z imprezy, tylko było inne, niż wcześniej. Teraz stała w ramionach, piekielnie przystojnego mężczyzny, a wokół niej rozległ się przyjemny zapach męskiej perfumy, - W tym momencie, moje motto, „Bez mężczyzn świat mógłby być piękniejszy, a bynajmniej mniej by śmierdział”, niezbyt się sprawdza – pomyślała z przekąsem, lecz ta myśl nie zaprzątała jej głowy zbyt długo, ponieważ nigdzie nie było widać jej przyjaciółki. – Kiedy mnie tu znalazłeś nie było ze mną dziewczyny? Taka blondyna, zielone oczy, nazywa się Elizabeth.
Pavlo zdawał się przez chwilę zastanawiać, lecz po chwili odpowiedział po prostu –Nie- i ruszył z dziewczyną na rękach, by po chwili znaleźć się przed jej domem.
Chłopak delikatnie postawił dziewczynę na podeście, a ta oszołomiona szybkością, z jaką znalazła się przed swoimi drzwiami, wyciągnęła kluczyki od domu z torebki przewieszonej przez ramię. Próbowała otworzyć drzwi, lecz jej rozdygotana ręka nie mogła trafić kluczykiem w zamek. Nagle poczuła jak przechodzi ją dreszcz, nie strachu, lecz podniecenia, bo właśnie teraz na jej ramionach znajdowały się dwie dłonie, dość duże by móc zmiażdżyć jej ramiona, ale nazbyt delikatne, by mogły być do tego zdolne. Dłonie Pavlo były zimne, ale ich dotyk powodował, iż skóra Lucy, eksplodowała ciepłem. Właśnie w tym momencie, dziewczyna uświadomiła sobie, że jest ubrana w brudną czerwoną bluzkę na ramiączka z dekoltem w serek, czarną, dżinsową spódniczkę i równie czarną, lekko przykrótką katanę. Do tego dochodziły rozczochrane włosy i nie świeży oddech. Z myślą o tym, że za jej plecami stoi bardzo, ale to bardzo przystojny mężczyzna, postanowiła wziąć się w garść. Wzięła kilka głębokich oddechów i już z pełnym opanowaniem, przekręciła kluczyk i pchnięciem otworzyła drzwi.
            Przed jej oczyma znalazł się dobrze jej znany przedpokój, w tym momencie nie musiała się nawet wysilać, by zachować spokój, ponieważ znajome pomieszczenie, oraz zapach cynamonu, zawsze działał na nią uspakajająco. Zważając na to, że wygląda jak wygląda, to znaczy, nie zbyt pięknie, zaczęła biec w stronę łazienki.
- Sorki, muszę do toalety – powiedziała lekko zawstydzona. –Śmiało, wejdź i się rozgość – rzuciła jeszcze przez ramię i znikła na schodach.
            Pavlo skorzystał z zaproszenia i wszedł do mieszkania. Na pierwszy rzut oka, wydało mu się przestronne, ale wchodząc do salonu zdał sobie sprawę, iż jest to tylko iluzja, gdyż tam, wszystko było poupychane na sobie. Książki na regale ledwie się mieściły, i dość duża ich ilość, leżała po prostu na podłodze. Chłopak usiadł na skórzanej, białej sofie, wziął do ręki zdjęcie ze stołu i zaczął się jemu uważnie przyglądać. Na zdjęciu była mała dziewczynka o prostych, jasno brązowych włosach, z okularami na nosie. Koło niej stała blondynka, z pięknym uśmiechem i śmiejącymi się oczyma. Domyślił się, że dziewczynką z blond włosami była Elizabeth, o której wcześniej wspomniała Lucy, ale drugiej dziewczyny nie rozpoznał. Normalnie byłoby myśleć, że jest nią właścicielka tego domu, bo przecież były przyjaciółkami, ale intuicja podpowiadała mu, że dziewczynka na zdjęciu to całkiem inna osoba. Postanowił zapytać się o to Lucy jak tylko wyjdzie z łazienki.
            Piętnaście minut później Pavlo, znudzony czekaniem, wziął do ręki jakąś książkę oprawioną w starą skórę i zaczął ją przeglądać. W międzyczasie zauważył, że ponad połowa książek była tak samo stara i zniszczona, a wszystkie były napisane po łacinie. Jako iż kiedyś uczęszczał na zajęcia z martwego języka, potrafił zrozumieć większość z trudno złożonych zdań. Znalazł nawet tomik poezji napisany przez osobę pod przezwiskiem Akumi. Najbardziej zafascynował go jeden z jego wierszy. Był inny niż reszta z dzieł Akumiego, ponieważ nie posiadał tytułu. Tak bardzo spodobał się chłopakowi wiersz, że zaczął go sobie powtarzać w pamięci już po raz piąty lub szósty, a w jego głowie szumiały tylko jego słowa.
„Moje serce.
Płomień gaśnie.
Już nie wiem czy mam dość.
Lubię kochać, lecz czy umiem,
Powiedzieć sobie stop?
Światło zgasło.
Już spada szary liść.
Na końcu świata
Miłości szukasz,
Lecz nie jawi ci się nikt.”
Zatopiony w lekturze gwałtownie się zerwał słysząc głośny, kobiecy krzyk, dobiegający z góry. Już po sekundzie znajdował się na schodach i pędził w stronę gwałtownie przerwanego krzyku.


~ A więc, pierwszy rozdział dodałam. Może się nie podobać, bo mi się bynajmniej nie podoba, no ale napisałam, więc dodałam.
W opowiadaniu będzie więcej wierszy Akumiego, czyli moje.
Mam nadzieję, że chociaż troszeczkę się wam spodoba i będziecie wiernie czekać na kolejne rozdziały. :) 
Drugi rozdział jest już w robocie. Możliwe, ze przed końcem sierpnia go dodam.
Zapraszam do komentowania.
Pozdrawiam AkumaDaisy ~