Przepowiednia

Przepowiednia:
Najbliższy rozdział(III) zostanie dodany... yyyym... nie wiem kiedy... dosć duży mam zastój... Przepraszam...

czwartek, 16 sierpnia 2012

Section II


Rozdział II
Wound

            Zanim Pavlo dotarł do właściwego pomieszczenia, po drodze wszedł do dwóch pokoików, niewiele mniejszych od salonu. Znajdowały się w nich dwie malutkie sypialnie. Jedna z nich była elegancko umeblowana, przez co chłopak doszedł do wniosku, ze jest to pomieszczenie dla gości. Drugi pokuj był wystrojony w pościel z dinozaurami, a na podłodze i na pułkach były poukładane zabawki. Miejsce było typowym rajem dla przedszkolaka, lecz nie to było w tej chwili ważne i chłopak nie miał czasu do stracenia, na zastanawianie się nad właścicielem pokoju.
            - Później - mruknął do siebie i pomknął do kolejnych drzwi.
Po otwarciu ich, przeżył szok. Wiele rzeczy w życiu widział, ale żadnej osoby, a w szczególności dziewczyny,  w tak opłakanym stanie, jeszcze nigdy. Łazienka nie wyglądała lepiej, wręcz przeciwnie. Na białych płytkach, na podłodze i na kawowych, na ścianach, były ślady krwi i szczątki, porwanych ubrań, poprzyklejanych przez gęstą, czerwoną substancję, która skapywała także z sufitu. Gdzieniegdzie były liście i kawałki połamanych gałęzi, oraz zastygnięte ślady błota, jakby z przed kilku miesięcy. Urywały się one przy nogach Lucy.
Dziewczyna miała poplątane włosy, na które najłatwiejszym sposobem na rozczesanie, byłoby ostrzyżenie na łyso. Ubranie było… a właściwie, to go nie było. Zostały tylko jakieś ochłapy. Ich właścicielka leżała we własnej krwi, która leciała jak z kranu, z jej ran na całym ciele.
Pavlo podszedł do poszkodowanej i sprawdził puls.
- Żyje – szepnął z ulgą, wydobywając z siebie wstrzymywane powietrze. Podniósł dziewczynę i ostrożnie zaniósł do jednej z sypialni mijanych n piętrze. Delikatnie położył ją na łóżku, wpierw odciągając aksamitną pościel, by jej nie pobrudzić. Następnie wrócił się do łazienki po ręcznik. Nawilżył go i bardzo powoli, by nie zrobić więcej szkód, otarł jej twarz z łez, zaschniętego błota i kurzu.
Pod wpływem wody, dziewczyna odzyskała przytomność i zanim otworzyła oczy, zaczęła krzyczeć tym samym przeraźliwym głosem, który przedtem został gwałtownie przerwany. Lucy, z wytrzeszczonymi ze strachu oczyma, wierzgała nogami i rękoma jak zawodowy bokser. Chłopakowi udało się ją w końcu uspokoić i nastała przemożna cisza, którą po chwili przerwał.
-Mogłabyś mi wytłumaczyć, co tutaj się stało?
-Yhym – przytaknęła zdławionym głosem – ale najpierw daj mi wody.
-A, przepraszam… – wyjąkał, po czym dodał zawstydzony – powinienem pomyśleć, że będzie ci się chciało pić – mówiąc to, już znikał za drzwiami, kierując się w kierunku parteru, do kuchni.
Po kilku minutach, do Lucy doszedł głośny huk, któremu towarzyszyła wiązanka przekleństw. Chwilę później w futrynie sypialni pojawił się Pavlo ze szklanką wody w jednej ręce i woreczkiem lodu w drugiej.
-O lód nie prosiłam, ale dzięki – uśmiechnęła się uwodzicielsko do chłopaka.
- Proszę bardzo, ale nie wyobrażaj sobie za wiele, bo ten lód jest dla mnie – chłopak zaśmiał się, a mina dziewczyny zrzedła i pojawił się na niej wyraz niezadowolenia. Pavlo widząc to, zaczął się tłumaczyć, by nie zrazić do siebie, swojej podopiecznej. – Jest dokładniej dla mojego oka. Masz dobrego lewego sierpowego – dodał, po czym ucichł zauważając niezrozumienie i rozkojarzenie na pięknej twarzyczce Lucy.
Dziewczyna wzięła od niedawno poznanej osoby szklankę, dobrze się jej przyjrzała i z niekrytą nieufnością wypiła jej zawartość. Po chwili zemdlała z wyczerpania, wypuszczając z cichym łoskotem pustą już szklankę na dywan.


***

-Kurde, moja głowa…. Co się stało – zadała sama sobie pytanie w myślach, gdy się przebudziła. – A, już pamiętam – pomyślała z błyskiem satysfakcji w swoim wyobrażonym oku, gdyż jeszcze ich nie otworzyła naprawdę. – Wczoraj, albo może dzisiaj, bądź co bądź to się stało tak nagle... – ulało jej się kilka łez spod zamkniętych powiek. – To było w lesie… tak! W lesie na tym pagórku za rzeką. Był już wieczór. Widziałam ostatnie promienie słońca przelatujące przez gęste korony drzew. Musiało być przed osiemnastą, - domyślała się, tłumacząc dalej na głos, łamiącym się głosem, zwracając się do Pavlo stojącego nad nią, którego wyczuła podświadomie - słyszałam wtedy dzwony kościelne. Usłyszałam za sobą czyjeś głośne kroki i trzask łamanych gałązek. Poczułam  na sobie świdrujące spojrzenie i całe moje ciało przeszedł dreszcz przerażenia. Nawet teraz ciało Lucy oblały zimne poty. Zmarszczyła brwi próbując w ten sposób zmusić swój umysł do większego wysiłku. – Zaczęłam biec. Nawet nie spojrzałam za siebie, wiedziałam, że był to jakiś groźny drapieżnik. Biegłam coraz szybciej, ale kroki zbliżały się coraz bardziej. Ciche, oddalające się odgłosy dzwonów przywołały mocny bój w skroniach. Pocięłam sobie całe ręce, gdyż biegłam z zamkniętymi oczyma. Z resztą to do tej pory boję się jeszcze je otworzyć, no ale mniejsza z tym. – Posłała chłopakowi ukradkowy uśmiech. – Znałam teren bardzo dobrze, więc wiedziałam, że przede mną znajduje się rozwidlenie. Jedna z dróg prowadzi prosto, a druga w dół. Przyjaciółka nauczyła mnie, żeby zawsze skręcać w lewo, więc tak zrobiłam. Gdy zaczęłam spadać, zorientowałam się, że popełniłam błąd – tutaj, jej mina była równie żałosna jak jej wygląd. - Trudno nie stracić równowagi na błotnistej, pochyłej ścieżce, uciekając przed kimś niebezpiecznym z zamkniętymi oczyma – wytłumaczyła się, jeszcze bardziej poniżając, swoją i tak już niską samo ocenę. – Jak się domyślasz, ten drapieżnik mnie dogonił i wtedy stało się najgorsze ze wszystkiego. Najpierw moje ciało stało się twarde jak z kamienia. Poczułam palące kłucie na ramieniu… a może jednak na szyi, coś pomiędzy tymi miejscami.  Potem straciłam przytomność i następne co pamiętam to Twoją twarzyczkę… - tutaj już naprawdę się uśmiechnęła w pełni swojej glorii.
-Ale jak się tak szybko znalazłaś w tym lesie, a w kilka minut później z powrotem w łazience – dopytywał się Pavlo zapominając o wszelkich zwrotach grzecznościowych.
-Sama nie wiem… to było jak jakaś realistyczna wizja, czy jakoś tak. Czytałam kiedyś o tym książkę…
-Poczekaj chwilkę – przerwał jej ruchem ręki, zanim zdążyła powiedzieć całego referatu na temat tej książki i jej teorii. – Pokaż mi te miejsce, które cie tak piekło panienko.
Dziewczyna odsłoniła włosy, zasłaniające to miejsce. Sama nic nie widziała, ale palcami wyczuła dwa małe nacięcia. Niby nikły na tle wszystkich innych ranek, ale ich symetryczność była niezwykła, a były one w kształcie małych trójkątów. Chłopak po zobaczeniu ich, jego oczy zrobiły się wielkie z przerażenia.
-Chyba masz racje, co do tej wizji. Muszę już iść. Później się spotkamy panienko. Odpoczywaj….
Zaraz po usłyszeniu tych słów, dziewczyna wyczuła, że w pomieszczeniu już nikogo nie ma. Poszła za poradą i zasnęła.

~ Drugi rozdział skończony, wiec już go dodałam ^^
Mam nadzieję, że się spodoba, a jeśli nie, to trudno... nie każdemu musi się podobać moja chaotyczna twórczość xD
Trzeciego rozdziału jeszcze nie zaczęłam, a z powodu przyszłego rozpoczęcia roku szkolnego możliwe, ze będzie gotowy dopiero na początku października, ale postaram się jak mogę :)
Pozostało mi jeszcze zaprosić do komentowania, wiec Zapraszam! :D
Pozdrawiam AkumaDaisy. ~