Rozdział II
Wound
Zanim Pavlo
dotarł do właściwego pomieszczenia, po drodze wszedł do dwóch pokoików,
niewiele mniejszych od salonu. Znajdowały się w nich dwie malutkie sypialnie.
Jedna z nich była elegancko umeblowana, przez co chłopak doszedł do wniosku, ze
jest to pomieszczenie dla gości. Drugi pokuj był wystrojony w pościel z
dinozaurami, a na podłodze i na pułkach były poukładane zabawki. Miejsce było
typowym rajem dla przedszkolaka, lecz nie to było w tej chwili ważne i chłopak
nie miał czasu do stracenia, na zastanawianie się nad właścicielem pokoju.
- Później -
mruknął do siebie i pomknął do kolejnych drzwi.
Po otwarciu ich, przeżył szok.
Wiele rzeczy w życiu widział, ale żadnej osoby, a w szczególności dziewczyny, w tak opłakanym stanie, jeszcze nigdy.
Łazienka nie wyglądała lepiej, wręcz przeciwnie. Na białych płytkach, na
podłodze i na kawowych, na ścianach, były ślady krwi i szczątki, porwanych
ubrań, poprzyklejanych przez gęstą, czerwoną substancję, która skapywała także
z sufitu. Gdzieniegdzie były liście i kawałki połamanych gałęzi, oraz
zastygnięte ślady błota, jakby z przed kilku miesięcy. Urywały się one przy
nogach Lucy.
Dziewczyna miała poplątane włosy,
na które najłatwiejszym sposobem na rozczesanie, byłoby ostrzyżenie na łyso.
Ubranie było… a właściwie, to go nie było. Zostały tylko jakieś ochłapy. Ich
właścicielka leżała we własnej krwi, która leciała jak z kranu, z jej ran na
całym ciele.
Pavlo podszedł do poszkodowanej i
sprawdził puls.
- Żyje – szepnął z ulgą,
wydobywając z siebie wstrzymywane powietrze. Podniósł dziewczynę i ostrożnie
zaniósł do jednej z sypialni mijanych n piętrze. Delikatnie położył ją na
łóżku, wpierw odciągając aksamitną pościel, by jej nie pobrudzić. Następnie
wrócił się do łazienki po ręcznik. Nawilżył go i bardzo powoli, by nie zrobić
więcej szkód, otarł jej twarz z łez, zaschniętego błota i kurzu.
Pod wpływem wody, dziewczyna
odzyskała przytomność i zanim otworzyła oczy, zaczęła krzyczeć tym samym
przeraźliwym głosem, który przedtem został gwałtownie przerwany. Lucy, z
wytrzeszczonymi ze strachu oczyma, wierzgała nogami i rękoma jak zawodowy
bokser. Chłopakowi udało się ją w końcu uspokoić i nastała przemożna cisza,
którą po chwili przerwał.
-Mogłabyś mi wytłumaczyć, co
tutaj się stało?
-Yhym – przytaknęła zdławionym
głosem – ale najpierw daj mi wody.
-A, przepraszam… – wyjąkał, po
czym dodał zawstydzony – powinienem pomyśleć, że będzie ci się chciało pić –
mówiąc to, już znikał za drzwiami, kierując się w kierunku parteru, do kuchni.
Po kilku minutach, do Lucy
doszedł głośny huk, któremu towarzyszyła wiązanka przekleństw. Chwilę później w
futrynie sypialni pojawił się Pavlo ze szklanką wody w jednej ręce i woreczkiem
lodu w drugiej.
-O lód nie prosiłam, ale dzięki –
uśmiechnęła się uwodzicielsko do chłopaka.
- Proszę bardzo, ale nie
wyobrażaj sobie za wiele, bo ten lód jest dla mnie – chłopak zaśmiał się, a
mina dziewczyny zrzedła i pojawił się na niej wyraz niezadowolenia. Pavlo
widząc to, zaczął się tłumaczyć, by nie zrazić do siebie, swojej podopiecznej.
– Jest dokładniej dla mojego oka. Masz dobrego lewego sierpowego – dodał, po
czym ucichł zauważając niezrozumienie i rozkojarzenie na pięknej twarzyczce
Lucy.
Dziewczyna wzięła od niedawno
poznanej osoby szklankę, dobrze się jej przyjrzała i z niekrytą nieufnością
wypiła jej zawartość. Po chwili zemdlała z wyczerpania, wypuszczając z cichym łoskotem
pustą już szklankę na dywan.
***
-Kurde, moja głowa…. Co się stało – zadała sama sobie pytanie w
myślach, gdy się przebudziła. – A, już
pamiętam – pomyślała z błyskiem satysfakcji w swoim wyobrażonym oku, gdyż
jeszcze ich nie otworzyła naprawdę. – Wczoraj,
albo może dzisiaj, bądź co bądź to się stało tak nagle... – ulało jej się kilka
łez spod zamkniętych powiek. – To było w lesie… tak! W lesie na tym pagórku za
rzeką. Był już wieczór. Widziałam ostatnie promienie słońca przelatujące przez
gęste korony drzew. Musiało być przed osiemnastą, - domyślała się, tłumacząc dalej
na głos, łamiącym się głosem, zwracając się do Pavlo stojącego nad nią, którego
wyczuła podświadomie - słyszałam wtedy dzwony kościelne. Usłyszałam za sobą
czyjeś głośne kroki i trzask łamanych gałązek. Poczułam na sobie świdrujące spojrzenie i całe moje
ciało przeszedł dreszcz przerażenia. Nawet teraz ciało Lucy oblały zimne
poty. Zmarszczyła brwi próbując w ten sposób zmusić swój umysł do większego
wysiłku. – Zaczęłam biec. Nawet nie spojrzałam za siebie, wiedziałam, że był to
jakiś groźny drapieżnik. Biegłam coraz szybciej, ale kroki
zbliżały się coraz bardziej. Ciche, oddalające się odgłosy dzwonów przywołały
mocny bój w skroniach. Pocięłam sobie całe ręce, gdyż biegłam z zamkniętymi
oczyma. Z resztą to do tej pory boję się jeszcze je otworzyć, no ale mniejsza z
tym. – Posłała chłopakowi ukradkowy uśmiech. – Znałam teren bardzo dobrze, więc
wiedziałam, że przede mną znajduje się rozwidlenie. Jedna z dróg prowadzi
prosto, a druga w dół. Przyjaciółka nauczyła mnie, żeby zawsze skręcać w lewo,
więc tak zrobiłam. Gdy zaczęłam spadać, zorientowałam się, że popełniłam błąd –
tutaj, jej mina była równie żałosna jak jej wygląd. - Trudno nie stracić
równowagi na błotnistej, pochyłej ścieżce, uciekając przed kimś niebezpiecznym
z zamkniętymi oczyma – wytłumaczyła się, jeszcze bardziej poniżając, swoją i
tak już niską samo ocenę. – Jak się domyślasz, ten drapieżnik mnie dogonił i
wtedy stało się najgorsze ze wszystkiego. Najpierw moje ciało stało się twarde
jak z kamienia. Poczułam palące kłucie na ramieniu… a może jednak na szyi, coś
pomiędzy tymi miejscami. Potem straciłam
przytomność i następne co pamiętam to Twoją twarzyczkę… - tutaj już naprawdę
się uśmiechnęła w pełni swojej glorii.
-Ale jak się tak szybko znalazłaś
w tym lesie, a w kilka minut później z powrotem w łazience – dopytywał się
Pavlo zapominając o wszelkich zwrotach grzecznościowych.
-Sama nie wiem… to było jak jakaś
realistyczna wizja, czy jakoś tak. Czytałam kiedyś o tym książkę…
-Poczekaj chwilkę – przerwał jej
ruchem ręki, zanim zdążyła powiedzieć całego referatu na temat tej książki i
jej teorii. – Pokaż mi te miejsce, które cie tak piekło panienko.
Dziewczyna odsłoniła włosy,
zasłaniające to miejsce. Sama nic nie widziała, ale palcami wyczuła dwa małe
nacięcia. Niby nikły na tle wszystkich innych ranek, ale ich symetryczność była
niezwykła, a były one w kształcie małych trójkątów. Chłopak po zobaczeniu ich,
jego oczy zrobiły się wielkie z przerażenia.
-Chyba masz racje, co do tej
wizji. Muszę już iść. Później się spotkamy panienko. Odpoczywaj….
Zaraz po usłyszeniu tych słów,
dziewczyna wyczuła, że w pomieszczeniu już nikogo nie ma. Poszła za poradą i
zasnęła.
~ Drugi rozdział skończony, wiec już go dodałam ^^
Mam nadzieję, że się spodoba, a jeśli nie, to trudno... nie każdemu musi się podobać moja chaotyczna twórczość xD
Trzeciego rozdziału jeszcze nie zaczęłam, a z powodu przyszłego rozpoczęcia roku szkolnego możliwe, ze będzie gotowy dopiero na początku października, ale postaram się jak mogę :)
Pozostało mi jeszcze zaprosić do komentowania, wiec Zapraszam! :D
Pozdrawiam AkumaDaisy. ~
Rozdział 2 był odjazdowy. Czegoś takiego jeszcze nie czytałam Czekam na kolejny rozdział. Chciałabym zaprosić do przeczytania mojego nowego bloga grupowego. Tytuł brzmi Blood and Soul. Co prawda mamy tylko proroka, ale mam nadzieję że ci się spodoba. I zapraszam również do przeczytania rozdziału 20 mojego opowiadania.
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz to napisz w komentarzach co myślisz o opowiadaniach (a tu już jak chcesz).
~Dziękuję ^^
UsuńTwój nowy blog zapowiada się bardzo interesująco. Na pewno będę go czytać :)
Co do Twojego opowiadania to utknęłam chyba na 5 rozdziale. Jak załatwię wszystkie sprawy związane ze szkołą, wezmę się za jego czytanie.~
Dzięki, ale mój nowy blog nie nie tylko moja zasługa. To blog grupowy, więc wzięłam kogoś do współpracy. Tej osobie też należą się słowa uznania, ale i tak dzięki. I rozumiem cię jeśli chodzi o szkołę.
UsuńBardzo ciekawe... Jednak zapomniałaś o pewnym "małym" szczególe... To, tak zwana, logika. Jest wręcz niemożliwe, by osoba, z której krew "leciała jak z kranu" mogła otworzyć oczy i przemówić... A bohater? Sprawdził puls i koniec? Nie opatrzył jej? Kobiety, z krwotokiem? Oj, kochana, zapoznaj się z podstawami Pierwszej Pomocy... ^^"
OdpowiedzUsuńBłędy... Są, głównie interpunkcyjne - albo za dużo, albo za mało przecinków. Zdarzały się również literówki.
Poza tym, jest dobrze. No, tylko logika kuleje (Pavlo w takiej chwili przejmował się aksamitną pościelą?!). Czasem warto poszukać jakiś materiałów do opowiadania, upewnić się, czy jest to realistyczne.
A, już nie smęcę... Czekam na dalszy ciąg... ^^
A równocześnie zapraszam do siebie, gdzie umieściłam pewnego "one-shota" ^^ Szukaj w dziale "Wrzesień 1939". Amen~~
Przepraszam... nagle coś mnie naszło i napisałam cały rozdział w dwie godziny. Nawet go nie sprawdziłam, tylko od razu go dodałam. Obiecuje że następny będzie bardziej przemyślany. ^^
Usuńjest już pierwszy rozdział B.a.S. zapraszam do czytania.
OdpowiedzUsuń